elig elig
226
BLOG

Jak nie zwalczać przeciwników politycznych (o Żakowskim)

elig elig Polityka Obserwuj notkę 23

  W ostatnim numerze "Gazety Polskiej" /nr 7(864), 17,02.2010/ ukazał się artykuł Doroty Kani i Macieja Marosza "Żakowski i nowozelandzkie masło".  Jest to publikacja zaiste kuriozalna.  Równie wielka jak jej rozmiar /ponad półtorej kolumny/ jest ilość manipulacji dziennikarskich w niej zawartych.  Można by nimi obdzielić kilka numerów pisma.

  Muszę tu zaznaczyć, że NIE jestem zwolenniczką redaktora Żakowskiego.  Jego poglądy różnią sie od moich w każdej możliwej kwestii.  Uważam, iż należy go potępić za wybielanie generała Jaruzelskiego i walkę z lustracją.  Artykuł w "Gazecie Polskiej" dotyczy jednak biografii Żakowskiego, a w szczególności jego postępowania w latach 70-tych i 80-tych, gdy był on, między innymi, dziennikarzem "drugiego obiegu".  Celem tej publikacji jest wyraźnie "obsmarowanie" Żakowskiego, znalezienie na niego "haków" i obrzucenie go błotem. 

  Autorzy przeglądają niezwykle drobiazgowo teczkę Żakowskiego, dokumenty dotyczace jego służby wojskowej, wyjazdów zagranicznych, kontaktów z SB, a także to, co napisał on  w PRL. Problem polega na tym, że nie udało się znaleźć niczego naprawdę kompromitującego.  Owszem z dokumentów SB wynika, iż rozważała ona zwerbowanie Żakowskiego jako tajnego współpracownika, ale nic nie świadczy o tym, że jej się to udało.  Przytaczane są fragmenty rozmów z funkcjonariuszami, lecz niewiele z nich wynika.  Trzeba tu przypomnieć, że każdy starajacy sie w PRL o paszport musiał kontaktować się z SB, bo to właśnie ona je przydzielała.  Kania i Marosz udają, że o tym nie wiedzą i starają się przedstawić te fakty jako jakąś straszną przewinę bohatera ich artykułu.

  Następnie omawiają oni publikacje prasowe Żakowskiego z lat 80-tych, wyławiając z nich fragmenty przychylne władzy komunistycznej.  Stąd wzięło się tytułowe "nowozelandzkie masło".  Chodziło tu o zdanie "Kryzys żywnościowy trwa, ale płyną już statki z nowozelandzkim masłem."  Autorzy znowu "zapominają", że w Polsce pod rzadami komunistów obowiązywała cenzura.  Aby publikacja mogła się ukazać, trzeba było jakoś zaspokoić cenzora.  Tego typu bzdety służyły właśnie do tego i miały odwracać uwagę od właściwej wymowy tekstu.  Wszyscy dziennikarze musieli iść na takie kompromisy.  Żakowski nie był wcale gorszy od innych.

  Szczytem wszystkiego jest ostatni akapit omawianego tekstu.  Postawiono w nim zarzut, iż w roku 1983 Żakowski napisał bardzo pochlebną recenzję książki Andrzeja Szczypiorskiego  "Msza za miasto Arras" /podtekst wg. autorów ma być oczywisty - ubek chwali ubeka/.  To prawda, że Szczypiorski był ubecką szują, lecz ta właśnie jego książka jest jedną z nalepszych powieści napisanych w okresie PRL.  Sama napisałabym entuzjastyczną opinię.

   Uważam, że omówiony wyżej artykuł jest szkodliwy.  Manipuluje faktami i opiniami, odwracając tylko uwagę od tych aspektów działalności redaktora Żakowskiego, które rzeczywiście zasługują na krytykę.  Ten tekst stosuje chwyty rodem z "Trybuny Ludu", czy też "Żołnierza Wolności".  Szanujący się dziennikarze nie powinni iść tą drogą.

elig
O mnie elig

stara, tłusta, goła i wesoła (http://naszeblogi.pl/blog/196) (http://niepoprawni.pl/blog/6206)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka