Chciałabym opowiedzieć o pewnym wydarzeniu z mojego dzieciństwa. Byłam wtedy w drugiej klasie szkoły podstawowej. Na wiosnę zorganizowano nam wycieczkę do Krakowa i Wieliczki. Program wycieczki obejmował także zwiedzanie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu /wtedy nie nazywano jeszcze tego miejsca "Auschwitz"/.
Impreza była bardzo miła, była cudowna pogoda, zwiedziliśmy Wawel i wysłuchaliśmy opowieści o smoku wawelskim. Pojechaliśmy potem do Wieliczki, obejrzeliśmy kopalnię soli. Wydawało mi sie nawet, że widziałam Kryształową Grotę, choć nie była to prawda. Kupiłam na pamiątkę krzyż z kryształów soli i pojechałam wraz z reszta wycieczki do Oświęcimia.
Na miejscu zobaczyliśmy ceglane baraki. Była wspaniała, wręcz letnia pogoda . Świeciło słońce. Zupełnie więc nie zainteresowało nas, co jest wewnątrz tych baraków. Urwaliśmy się nauczycielkom i rozpoczęliśmy zabawę w chowanego. Biegaliśmy z radosnym krzykiem wokół bloków. Inni zwiedzający obóz patrzyli na nas ze zgrozą i oburzeniem, co naturalnie motywowało nas do jeszcze intensywniejszego "rozrabiania".
I tak właśnie zapamiętałam Oświęcim /Auschwitz/ tamtego dnia, jako ceglane baraki, piękne słońce i wesołą zabawę. Miałam wtedy osiem lat
Teraz, gdy wspominam tamto wydarzenie, wydaje mi się, że całe to gadanie o polityce historycznej jest pozbawione sensu. Nie można przenieść doświadczeń historycznych z jednego pokolenia na drugie.
Komentarze